poniedziałek, 26 maja 2014

II

„Niekiedy ci, którzy martwią się o nas, znacznie bardziej zasługują na współczucie niż my sami.”
~ Mikołaj Gogol

Ściany pomieszczenia, do którego wchodzę, mają ładny pomarańczowy kolor. Meble są tutaj albo białe, albo zielone. Przy szklanym biurku siedzi kobieta około w wieku moich rodziców, z krótkimi brązowymi włosami. Ma zmęczony wyraz twarzy i podnosi na mnie spojrzenie dopiero, gdy się witam.
– Dzień dobry – odzywam się.
– Witam – mówi.
W pokoju jest jeszcze waga oraz miarka.
– Jestem Kaya Donevane – przedstawiam się uprzejmym tonem.
– Donevane? – powtarza. – Córka Tary i Oscara?
Moją twarz rozświetla delikatny uśmiech.
– Tak. Zna ich pani?
– Jasne – odpowiada. – Mam na imię Janette Anroin. Byłam na tym samym roku, co twój ojciec.
Zna ich. Czy to daje mi jakąś przewagę?
– No więc – kontynuuje. – Postanowiłaś przejąć rodzinny biznes?
– Tak – potwierdzam.
– Świetnie – cieszy się. – Zaraz się okaże, czy się nadajesz.
Czuję gęsią skórkę na ramionach i karku. Czy się nadaję? Mam to we krwi!
– Ściągnij buty i kurtkę, a następnie wejdź na wagę – nakazuje.
Robię, co mówi. Licznik wskazuje pięćdziesiąt siedem kilogramów. Potem staję pod miarką.
– Metr siedemdziesiąt jeden – oznajmia Janette. – Możesz się już ubrać.
– To dobrze? – pytam, sznurując buty.
– Przeciętnie – mówi szczerze. – Ale masz duże szanse, jeśli jesteś silna i szybka.
– Będziemy to teraz sprawdzać? – pytam, rozglądając się za czymś, co pomogłoby mi to udowodnić.
Kobieta bierze głęboki oddech. Wstukuje coś w laptop, leżący na blacie i bierze łyk kawy.
– Cóż. – Przygryza wargę. – Chyba mogę być w stosunku do ciebie szczera, prawda?
Czuję się, jakby mnie spoliczkowała. Czyżby uważała, że się nie nadaję?
– Oczywiście – mamroczę, przełykając ślinę.
– Nie wiem czy rodzice ci mówili, ale na Południu nie dzieje się dobrze. Niektórzy ludzi uciekają nawet z terenów oddalonych od muru o kilkadziesiąt kilometrów. Zaszywają się tutaj, gdzie niedługo może grozić nam przeludnienie. Pewnie chciałabyś być w tym sektorze, co twoi rodzice, prawda?
Nie mam pojęcia, jaki to ma z tym związek, ale kiwam głową na znak zgody.
– Obawiam się, że to nie będzie możliwe. Wszyscy chcą szkolić się na północy, bo najzwyczajniej się boją. Prawie nie ma tam już miejsc, a nawet jeśli, to pewnie ty byś się nie dostała, bo jest wiele ludzi zdolniejszych od ciebie. – Jest szczera i jestem jej za to wdzięczna. – Jeśli nie przeszkadzałoby ci szkolenie w Sektorze J, mogłabym nagiąć dla ciebie zasady i nie robić więcej testów, od razu cię tam przyjmując. Wiesz, ze względu na twoich rodziców.
Sektor J? Ten termin obił mi się o uszy. No tak, najniebezpieczniejszy z wszystkich sektorów. Na samiuteńkim południu. Zaraz koło jedynej bramy na drugą stronę. Jeden z trzech sektorów, na które jako jedyne napadali Południowcy. Nie dziwię się, że nikt nie chce się tam szkolić.
– To jak? – pyta Janette.
To trudna decyzja. Czy tego chcę? W końcu chcę niebezpieczeństwa. Ale czy ja naprawdę tak myślę? Chcę śmierci?
– Ja… Naprawdę miejsca w każdym innym są zajęte?
– Do rozpoczęcia szkolenia zostały trzy dni – tłumaczy. – Było tu już chyba z milion osób. Nikt nie chciał iść do Sektora J. Tam zresztą też nie zostało ich dużo…
Czuję łopotanie serca w mojej piersi. Od tej decyzji może zależeć moja przyszłość, moje życie.
– Zawsze możesz wrócić do zwykłej szkoły…
– Nie! – wtrącam szybko. – Mogę się tam szkolić!
Jej twarz rozjaśnia uśmiech.
– Wiedziałam, że się zgodzisz – oznajmia.
Czy jestem aż tak przewidywalna?
Janette znowu stuka w klawiaturę.
– Nikomu o tym nie mów – przestrzega. – Bo obie będziemy mieć kłopoty.
– Oczywiście – obiecuję.
– I najlepiej nie mów też rodzicom, że mnie tutaj spotkałaś.
Marszczę brwi.
– Dlaczego?
Przenosi na mnie chłodne spojrzenie.
– To osobisty powód – wyjaśnia.
Powoli kiwam głową.
– Możesz już iść – oświadcza.
– Dobrze. Do widzenia.
Podwijam rękawy kurtki i wychodzę na zewnątrz. Mama stoi pod oknem. Jej postawa i spojrzenie są znudzone. Jednak gdy widzi mnie, ostrożnie zamykającą za sobą drzwi, uśmiecha się i szybko do mnie podchodzi.
– I jak? – pyta.
I jak? Sama nie wiem. Czy dobrze zrobiłam, godząc się na ten los? Dlaczego ciągle wydaje mi się, że coś z Janette było nie tak? Mam tyle pytań, a na żadne nie potrafię odpowiedzieć.
– Przyjęli mnie – oznajmiam.
Marszczy czoło.
– Tak od razu? – pyta. – Bez żadnego testu wytrzymałości fizycznej? Ja musiałam biegać przez godzinę bez przerwy.
Moje usta zwężają się w wąską kreskę. Co mam powiedzieć? Musiałabym wspomnieć o Janette, a tego nie powinnam robić.
– Po prostu mają mały nabór i przyjmowali bez tego – oświadczam.
W sumie to nie kłamię. Prawie.
– Tak? – Patrzy na mnie z niedowierzeniem.
Sztywno kiwam głową. Docieramy do windy.
– A który sektor? – odzywa się, gdy w końcu wchodzimy do środka.
– J – mówię cicho.
– J? – powtarza.
Wciskam guzik z cyferką zero.
– Tak – potwierdzam.
– Ale… ale dlaczego?
Już mam powiedzieć, ze tylko tam było wolne, ale przecież wcześniej już wyjaśniłam, że mają mały nabór. Przygryzam wargę.
– Bo… tak zadecydowałam – mruczę.
– Przecież to najniebezpieczniejszy z wszystkich sektorów! – przypomina. – Co ty sobie myślałaś?
Winda zjeżdża na dół i otwiera się. Wysiadamy. Widzę, że kolejek jest coraz mniej. Na dworze już prawie ciemno.
– Ja…
Właśnie zdaję sobie sprawę, że chcę to robić. Przecież marzyłam o niebezpieczeństwie.
– Będę uważać – oświadczam sztywno i bardziej z przyzwyczajenia.
Jej mina jest gniewna. Prawie nigdy się na mnie nie złościła. Opuszczamy urząd i kierujemy się z powrotem w stronę dworca.
– A co jeśli nie będziesz? Jeśli ci się coś stanie, nigdy sobie nie wybaczę, że pozwoliłam ci podjąć tą decyzję.
Właściwie to mi nie pozwoliła. Podjęłam ją sama, nawet jeśli pod lekkim przymusem. Mierzę ją wściekłym spojrzeniem i nawet nie zauważam jak na kogoś wpadam. Słyszę warknięcie. Jest to wysoki chłopak z blond czupryną i niebiesko-brązowymi oczami. Koło niego stoi dziewczyna w okularach przeciwsłonecznych, chociaż jest już ciemno. Ciemne włosy ma upięte w kok. Trzymają się za ręce.
– Uważaj jak leziesz – warczę na niego.
Mama rzuca mi spojrzenie pełne dezaprobaty.
– Spierdalaj, kurwa – syczy chłopak.
– Morda – mówi szybko do niego towarzyszka i paca go w ramię.
Już mam coś odpowiedzieć, ale jego lodowaty wzrok kieruje się na moją matkę, a źrenice lekko mu się rozszerzają. Kiwa na nią głową i omija nas, ciągnąc za sobą swoją dziewczynę. Jeszcze chwilę patrzę na niego spod zmrużonych powiek, a potem znowu na matkę. Ruszamy dalej.
 – Przestań – mamroczę. – Przecież nic mi nie będzie.
Patrzy na mnie, jakby nie była za bardzo przekonana. Dochodzimy do dworca, a następnie udajemy się na peron. Nasz pociąg powinien tu dotrzeć za osiem minut.
– Jesteś zła? – pytam po jakimś czasie milczenia.
Odwraca głowę w moją stronę.
– Nie.
Nie wierzę jej.
– Przecież sobie poradzę. O co ci tak naprawdę chodzi?
Wzdycha.
– Jesteś moją córką – mówi. – To chyba oczywiste, że chcę, żebyś była żywa!
– Mamo, ataki zdarzają się raz na… właściwie to nie wiem, ale przecież nie będę tam sama. Są tam doświadczeni ludzie. Tacy jak ty. – Trochę wstydzę się, że powiedziałam to tylko po to, żeby ją przekonać.
Jej spojrzenie natomiast nie mięknie.
– Nie jesteś odpowiedzialna. Nie jedziesz tam – mówi stanowczo.
– Jadę.
– Nie będę o tym z tobą dyskutować.
Następuje niezręczna cisza. Pociąg dojeżdża na miejsce. Wsiadamy i kasujemy bilety. Ustawiam się pod ścianą jak najdalej od niej. W wagonie jest prawie pusto. Wzdycham i wpatruję się w okno. Jest już ciemno, a przed nami jeszcze kilka godzin drogi. Nie wiem, czy dam radę jutro wstać do szkoły.
***
Gdy w końcu wchodzę z powrotem do swojego pokoju, jest prawie północ. Przypominam sobie, że mam sprawdzian z historii. Otwieram podręcznik na odpowiedniej stronie i siadam z nim na łóżku.
HISTORIA MURU
Około stu lat temu po zakończeniu III Wojny Światowej, po której powstało nasze państwo, Créapiti, rząd postanowił podzielić je na dwie części. Po jednej mieli znajdować się bogatsi i lepiej wykształceni mieszkańcy, a po drugiej ludzie słabsi, chorzy i ułomni. Nikt nie wiedział dlaczego właśnie tak posegregowano obywateli. Pomysł był szalony i niewielu osobom się spodobał. Można się domyślić, że południowa część szybko się zbuntuje. Nowy system okazał się beznadziejny, a jego przeciwnicy szybko przejęli inicjatywę. Brutalnie zamordowano dyktatora i wymuszono pozwolenie na zburzenie muru. Nikt nie chciał się do tego zabrać, więc budowla jednak pozostała nienaruszona. Pozwolono południowym mieszkańcom zadomowić się na północy, ale ich duża liczba została u siebie. Było to niepokojące dla ludzi z północy więc powołano do działania strażników muru. Domysły były trafne, bo już jakiś czas potem południowi uderzyli. Zaatakowali mur, a także postanowili przetransportować na północ niebezpieczny materiał wybuchowy. Mówiono, że nie umieli się nim obsługiwać, więc bomba termojądrowa wybuchła jeszcze na południu, dokonując bardzo wielu zniszczeń. Od tamtej pory straż jest jedną z ważniejszych organizacji w naszym państwie.
Jestem tak znużona, że nie ma szans, żebym nauczyła się tego na jutro. Zasypiam z nosem w książce.
***
Budzę się o szóstej nad ranem. Nie chce mi się wstać. Lekcje rozpoczynają się o ósmej, a ja powinnam się jeszcze umyć. Z ziewnięciem wstaję z łóżka, strącając przy tym podręcznik na podłogę. Podnoszę go i zerkam na temat, który wczoraj przerabiałam. Niewiele z niego pamiętam. Wzruszam ramionami i wychodzę na korytarz. Widzę, że drzwi do pokoju rodziców są otwarte. Mamy nie ma. Nasłuchuję jakichś dźwięków z dołu. Musiała już wrócić na mur. Wchodzę do łazienki. Jest mała, znajdują się w niej prysznic, kibel, umywalka i lustro. Ściągam piżamę składającą się ze starej koszulki ojca i bawełnianych spodni. Jest mi zimno, gdy zdejmuję skarpetki i dotykam stopami chłodnych kafelków na podłodze. Długie blond włosy odgarniam na bok i pozbywam się równie bielizny. Następnie wchodzę pod prysznic. Odkręcam kurek i pozwalam gorącym, parującym strumieniom spływać na moją głowę i kark. Nakładam na skórę żel do mycia, a na włosy szampon. Gdy woda zmywa ze mnie grudki piany, zakręcam ją i wychodzę spod prysznica. Zastanawiam się jakie łazienki mogą być w Sektorach. Rodzice zbytnio ich nie chwalili. Wycieram się ręcznikiem i owijam go wokół swojego ciała. Następnie załatwiam swoje potrzeby fizjologiczne i wychodzę na korytarz. Wracam do pokoju i przebieram się w mundurek. Tu jest inaczej niż w Regit, już we wrześniu może zacząć się zima. Z zadowoleniem stwierdzam, że muszę dziś ubrać cieplejsze buty. Schodzę na dół i biorę się za śniadanie, które zostawiła mi moja mama razem z karteczką „I tak nie pojedziesz”. Wzdycham i po skończeniu go, ubieram obuwie, biorę plecak i wychodzę na dwór.
***
Po przyjściu do szkoły, nie rozmawiam z nikim. Po prostu siadam w mojej ławce w szkolnej klasie i wyciągam z plecaka długopis. To mój ostatni dzień w tej szkole. Chyba.
– Hej – słyszę czyjś niski głos.
Odwracam się i widzę Carola. Jest to mój kolega z klasy. Dużo dziewczyn uważa, że jest przystojny. W sumie to tak. Ma ciemne włosy, prosty nos i wesołe brązowe oczy, oliwkową cerę, co jest tu niezwykłą rzadkością. Siedzi w ławce za mną i przegląda swoje ściągi na sprawdzian.
– Czego? – mówię mało uprzejmym tonem.
Widzę w jego oczach jakąś urazę.
– Chciałem tylko pogadać – mruczy.
Otwieram książkę na stronie, z której uczyłam się w nocy i szybko przebiegam po niej wzrokiem.
– Muszę się uczyć – oznajmiam.
– Po co? Mogę dać ci ściągi.
Wywracam oczami.
– Nie, dzięki.
Wtedy rozlega się dzwonek i pozostali uczniowie oraz nauczycielka wchodzą do środka.
– Mam nadzieję, że przygotowaliście się na sprawdzian – mówi.
Przełykam ślinę. Rozdaje nam testy, a gdy dostaję swój, piszę jedynie swoje imię i nazwisko. Nie mogę sobie nic przypomnieć. Powoli zaczynam żałować, że nie wzięłam pomocy od Carola.
– Co ty robisz? – słyszę wzburzony głos nauczycielki.
Mówi do mnie? Nie. Patrzy się na Carola, a następnie podchodzi do niego i wyjmuje mu ściągi z piórnika.
– Co to ma znaczyć?
Wszyscy na niego patrzą. Na jego czole zbierają się kropelki potu.
– Ja…
– Wiesz, jak się to kara? – pyta.
Przełykając ślinę, kiwa głową. Nauczycielka bierze swoją dużą linijkę i każe mu wstać. Chłopak blednie i to robi.
– Połóż ręce na blacie – nakazuje.
Waha się, ale w końcu spełnia jej rozkaz. Kobieta zamachuje się linijką i z całej siły uderza w jego palce. Carol robi wszystko, żeby nie pisnąć. Jeśli by to zrobił, wina nie zostałaby mu odpuszczona i nie mógłby poprawić tej oceny. Nauczycielka uderza jeszcze raz. Przedmiot jest dość ostry. Widzę krew na jego dłoniach. Lubię jej zapach. Rozglądam się po klasie. Kilka dziewczyn patrzy na niego z podziwem, inni ze współczuciem. Ja mu nie współczuję. Obrywa jeszcze kilka razy i ani razu nie krzyczy. Kobieta wzdycha i odkłada linijkę. Jest cała czerwona tak jak i palce Carola. Przyciska do nich usta. Ma łzy w oczach. Nauczycielka zabiera mu ściągi i daje nowy arkusz. Wiedząc, że ja i tak już nic nie napiszę, oddaję jej pusty sprawdzian.

19 komentarzy:

  1. Witaj!

    ''Oboje trzymają się za ręce.''
    Bez tego 'oboje' byłoby lepiej.

    ''Ma ciemne włosy, prosty nos i wesołe brązowe oczy. Ma oliwkową cerę, co jest tu niezwykłą rzadkością.''
    Powtarza się.

    Ej no, kc Kajaka i jej upodobania.
    Lubi zapach krwi i zimno.
    Dlatego pewnie przeszkadza jej, że... niektóre osoby, są gorące!

    MOINAJPIĘKNIEJSITUSĄOMYGYOMYGYMOJEDZIECI. *__________*

    Zdrówka,
    Carmen.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i zostaję na dłużej :)
    Piszesz ciekawie i bardzo ładnie.
    Fabuła ciekawie się zapowiada, czekam na rozwój wydarzeń.
    Minoo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie cieszy, że ktoś czyta te wypociny XD
      Nowy rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu, mam nadzieję, że znajdziesz czas, żeby przeczytać ;)

      Usuń
  3. Przybyłam, zobaczyłam i zostanę na dłużej. Opowiadanie ciekawie się zapowiada. Czekam na więcej.
    Pozdrawiam,
    Parabola :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "– Spierdajaj, kurwa – syczy chłopak." - spierdaLaj.
    "– Hej – słyszę czyjś niski głos." - z tego co się orientuję, po "hej" powinna być kropka i "słyszę" od wielkiej.
    "– Co ty robisz? – słyszę wzburzony głos nauczycielki." - jw.

    O jaaa! Ta opowieść kojarzy mi się z mieszaniną Pieśni Lodu i Ognia i Niezgodną. To absolutnie nie jest obelga, gdyż jedno i drugie uwielbiam (choć z tym pierwszym łączy mnie też nienawiść).
    Wydarzenie na końcu trochę mnie zaskoczyło... Skoro już ją przyjęli na Mur, to po co się uczy? Tzn. pewnie, wiedza jest dobra, ale jej los jest i tak pewny. Więc po co się uczy? No, nieważne.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, ten pierwszy błąd nieco śmieszny :D A co do dwóch następnych, to mi się wydaje, że tak jest poprawnie, no ale cóż. A Kaya do szkoły poszła ostatni raz w życiu, gdyż wyjazd miał się odbyć jakiś czas potem. ;)

      Usuń
    2. Pomyślałam to samo, ale wydawało mi się, że to może zostać uznane za wredne, a ja próbuję zachowywać się jak najmilej.
      Ja z kolei, słyszałam, że tylko "gębowe" i te z kontynuacją wypowiedzi można tak pisać.

      Usuń
    3. Co właściwie wydało ci się wredne? :D

      Usuń
    4. Nie dość, że wytykam błędy, to jeszcze dogaduję. Ja naprawdę próbuję być przyjacielska.

      Usuń
  5. Hej! Wróciłam do Ciebie! :D
    Zacznę od tego, że Coraz ciekawsze te rozdziały :3 i coraz bardziej uwielbiam twojego bloga :D i nie wiem co pisać w tym komentarzu. Jednak żeby na twojej twarzy pojawił się uśmiech postaram się sklecić ( takie słowo istnieje? ) pare zdań na temat tego postu ^^ zaskoczyło mnie, że nauczyciel może bić ucznia ; o no rozumiem, że ściągał.. Ale wiesz. Od tego są uwagi. Zabranie testu i wstawienie oceny niedostatecznej.I kto 'normalny' ściąga z piórnika xD ? Carol... Następnie. Sektor J ... Najniebezpieczniejszy. Pomimu sprzeciwu matki na pewno tam Kaya pojedzie. Jestem tego pewna! No bo co by robiła tu innego? Szkoła. Dom. Szkoła. A tam ? Krew. Śmierć. Adrenalina, Mur :D to czego pragnie K :D Mi się wydaję, że ta cała Janette specjalnie powiedziała że nie ma miejsc nigdzie w innym sektorze, bo pewno nie lubi jej rodziców. I ta sytuacja na ulicy z tym chlopakiem i jego dziewczyną pfff xP
    OKEJ to tyle na dziś. Żegnam Cię . Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, to dość odległe czasy i ludzie myślą dużo inaczej niż teraz. XD A akurat powiem ci, że w mojej klasie ściągają z piórnika :o Ale z kolei moja klasa normalna nie jest. ;P Dziękuję za komentarz.:)

      Usuń
  6. No no robi się coraz ciekawiej. Nie ma to jak spięcia na linii matka-córka :D. Chociaż pewnie Kaya i tak pewnie postawi na swoim.
    Fajnie, że wstawiłaś tutaj trochę więcej informacji na temat wojny i co doprowadziło do obecnego stanu rzeczy.
    Te metody wychowawcze nie są jakieś nowe. Walenie linijką po dłoniach kiedyś było czymś normalnym... Ale wtedy nie bito uczniów aż do krwi... Vo nie zmienia faktu, że to strasznie okrutne.
    Zastanawia mnie trochę ta fascynacja Kayi krwią... No bo kto normlany lubi zapach krwi?
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od razu z góry chcę przeprosić, że nie nadrabiam rozdziałów systematycznie, ale rzecz jasna mam trochę innych zajęć. Obiecuję,że wszystko nadrobię w najbliższym czasie.
    Zastanawiam się, skąd właściwie twój pomysł na to, by pisać o świecie wojennym? Masz jakąś fascynację tą tematyką?
    Dobra do rzeczy. Zastanawiam się, dlaczego ta kobieta przydzieliła Kayę do najniebezpieczniejszej części muru. Wydaje mi się to delikatnie podejrzane, że przyjęła ją tylko dlatego, że zna jej rodziców. W końcu w tego co zrozumiałam możnaby mieć pewne zastrzeżenia co do sprawności bohaterki. Nie dziwię, się mamie, że nie chcę się zgodzić na ten wybór, ale odnoszę wrażenie, że Kaya i tak postawi na swoim. W końcu ma taki charakter. Troszeczkę zdziwił fakt, że ten chłopak dostał linijką po rękach za ściąganie. Wykorzystanie tej starej metody, to bardzo ciekawy pomysł. Choć nie jestem pewna, czy to bicie było aż tak drastyczne. Ją bym nie chciała dostać po rękach aż do krwi. Ciekawe jest też to, że Kaya lubi zapach krwi. Ogólnie bardzo dobry rozdział. Zobaczmy jak to się dalej rozwinie ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Znalazłam cię! Wcześniej miałam czytać tego bloga, ale nie dodałam do obserwowanych i mi gdzieś umknął i potem nie mogłam go znaleźć, a potem patrzę i myślę: "fajny szablon, zobaczę, o co chodzi" Potem wchodzę w prolog i taki zaciesz, bo ja przecież to czytałam! Boziu, nawet nie wiesz, jak się cieszę :P
    A co do samego rozdziału, to W ogóle się nie dziwię, że matka Kayi martwi się o córkę. Wybrała najgorszy z sektorów. Co prawda pod drobnym naciskiem, ale jednak. Zastanawiam się, jak to będzie.
    A co do tego incydentu na lekcji, to nigdy nie byłam optymistycznie nastawiona, jeśli chodzi o bicie uczniów w szkole, a tak to już na pewno nie! I w przeciwieństwie do głównej bohaterki, mi jest bardzo szkoda Carola. A Kaya to juz w ogóle wydaje mi się taka trochę znieczulica, ale w sumie to i dobrze. W pracy na pewno jej się to przyda.
    Lecę do kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i za dalsze zainteresowanie blogiem :3

      Usuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Photo1 Photo2 Photo3 Photo4 Texture1 Texture2