„Nic nigdy nie zdarza się tak, jak to sobie wyobrażamy. [...] Z drugiej strony, jeśli sobie niczego nie wyobrażasz, nigdy nic się nie wydarza.”
~ John Green
– Wiedziałam, że w końcu się zgodzisz – mówię do mamy, hamując chytry uśmiech.
– Nie zapominaj kto ją do tego namówił – odzywa się tata.
– Wiesz i tak nigdzie indziej się nie nadajesz – mruczy
kobieta. – Nawet nie potrafisz się nauczyć jednego tematu na sprawdzian!
Posyłam jej przepraszający uśmiech.
– Kocham cię – szepczę.
Jej spojrzenie łagodnieje.
– Będziemy tęsknić – mówi ojciec.
– Ja też.
Zauważam, że pociąg jest już niedaleko. Poprawiam szelki
plecaka i staję bliżej krawędzi peronu. Pojazd zatrzymuje się tuż przy mnie.
Nie oglądając się za siebie, wchodzę do środka. Kasuję bilet i staję pod
ścianą. W środku jeszcze nikogo nie ma. W końcu jest bardzo wcześnie rano.
Ciągle zastanawiam się, jak mojemu ojcu udało się przekonać
matkę. Zazwyczaj jest nieugięta. W sumie nie interesuje mnie to za bardzo.
Najważniejsze, że mogę jechać na mur.
***
Przez prawie całą drogę ludzie wsiadają do pociągu, ale żaden
prawdopodobnie nie jedzie tam gdzie ja. Większość wysiada przystanek dalej, czasami
więcej. Jadę już sześć godzin. Jestem okropnie znudzona. Dostałam wiadomość, w
której znajdowała się lista rzeczy, które powinnam ze sobą zabrać. Nie była
długa. Spakowałam się całkiem szybko. Ubrania na zmianę, trochę bielizny,
piżama, kosmetyki potrzebne do codziennej higieny, buty i własna broń, jeśli
ktoś ją ma. Ja nie mam.
Po kilku godzinach musiałam zmienić pozycję, więc teraz
siedzę na podłodze, opierając się o barierkę z kasownikiem. Minęło już
południe, za dwie godziny powinnam dotrzeć.
Gdy pociąg zatrzymuje się przy jednym z większych miast,
Proxime, do środka wsiada bardzo duża liczba osób. Są to młodzi ludzie,
niektórzy mniej więcej w moim wieku, inni niedużo starsi. Ich rysy świadczą o
południowym pochodzeniu, oliwkowa cera też. Większość ma ciemne włosy, ale nie
wszyscy. Ze zgrozą zauważam, że jednym z
nich jest ten chamski chłopak, na którego wpadłam w Regit. Jest bardzo, ale to
bardzo wysoki. I ma karabin. Swój własny.
– Przepraszam – czyjś głos wyrywa mnie z otępienia. – Ale czy
mogłabyś łaskawie wstać i pozwolić mi skasować bilet?
Odwracam się i widzę ładną dziewczynę z jasnobrązowymi,
bardzo długimi włosami i błękitnymi oczami.
– A magiczne słowo?
– Hokus Pokus, spieprzaj.
Gwałtownie wstaję i patrzę na nią z gniewną miną. Jest wyższa,
jednak gorzej zbudowana i jakaś taka chuderlawa. Co taka laleczka będzie robić
na murze?
– Przeproś – warczę.
Ludzie się na nas patrzą. Większość niecierpliwie, z chęcią skasowania biletu, a inni
zaciekawieni, prawdopodobnie z nadzieją, że dojdzie do bójki.
– Nie – odpowiada. – To ty się przesuń, bo cię popchnę.
– Spróbuj.
– Przestańcie – słyszę czyjś cichy, ale stanowczy głos.
Należy on do bardzo niskiej dziewczyny z brązowymi lokami i
czekoladowymi oczami. Jest tak drobna i mała, że nigdy nie dałabym wiary, że
jest w moim wieku. Co takie osoby chcą robić na murze? Przecież ją można
zgnieść w pięści.
– Nie cofnę się, dopóki nie przeprosi – oznajmiam, unosząc
dumnie głowę.
Słyszę niezadowolone odgłosy dochodzące od grupki przyszłych
adeptów, ale to ignoruję.
– Aria… przeproś ją – mruczy brunetka, orientując się, że to
ja jestem ta bardziej uparta. Chyba.
Aria robi niezadowoloną minę.
– Przepraszam – mówi. – Za to, że jesteś taką pizdą.
Pod wpływem silnego napadu gniewu, uderzam ją w twarz.
Zatacza się do tyłu i łapie poręczy, dotykając palcami zaczerwieniony policzek.
– Dziękuję za uwagę – rzucam i cofam się, przepuszczając
pozostałych do kasownika.
Wzruszają ramionami i czuję ich spojrzenia na plecach, gdy
idę na sam koniec wagonu.
– To było trochę niegrzeczne – słyszę za sobą.
Jest to ta sama niska brunetka.
– Zasłużyła sobie.
– Tak, też jej nie lubię, ale przemoc nie jest konieczną
rzeczą. – Zakłada ręce na piersi.
Patrząc na nią kątem oka, wybucham cichym śmiechem.
– W takim razie, co tu robisz? – pytam.
Widzę w jej oczach jakąś urazę.
– Nie zajdziesz też daleko z taką wrogością – odzywa się po
chwili.
– Nie muszę z tobą rozmawiać, co oznacza też, że ty nie
musisz ze mną. Dlaczego więc to robisz?
Wzrusza ramionami.
– Staram się być miła. Tobie też polecam – rzuca na
pożegnanie i odchodzi gniewnie, znikając w tłumie adeptów.
***
Po odpowiednim czasie, w końcu pociąg staje. W Internecie
widziałam zdjęcia tutejszej okolicy, więc mniej więcej wiem jak dojść do
Sektora J oraz innych miejsc, chociaż nie ma tu ich zbyt wiele. Właściwie to w
promieniu najbliższych paruset kilometrów można spotkać tylko opuszczone przez
ludzi miasta, pustkowia, czasem nawet niegęsty las.
– Wychodzimy – woła ktoś.
Drzwi się otwierają, a adepci zaczynają przepychać się do wyjścia.
Jest ich mniej niż mi się na początku wydawało. Wychodzimy na o wiele mniejszy
peron niż ten w Regit, czy nawet moim rodzinnym mieście. Jest tu brudno i
ponuro. To pewnie jedno z tych opuszczonych miast. Moim oczom ukazują się
obskurne budynki i wąskie, zaśmiecone uliczki. Razem z resztą adeptów skręcamy
w jedną z nich. Jest już po południu, a pogoda wydaje się w porządku. Jest
ciepło, chociaż może mi się tylko tak wydawać po szesnastu latach życia na
północy.
Po półgodzinnej wędrówce w końcu docieramy do Sektora J.
Brama się przed nami otwiera i na spotkanie wychodzi wysoki, barczysty
mężczyzna z krótko obciętymi włosami i ciemnymi oczami.
– Witajcie – zaczyna. – Nazywam się Artair i jestem tutaj
jednym z zarządców. Oprócz tego jestem instruktorem przyszłych zarządców i
strzelców. Chodźcie za mną.
Wchodzimy do otoczonego płotem i drutem kolczastym, wysokiego
budynku. Znajduje się tuż przy murze, a nawet do niego przylega. Jego ściany są
ciemne i mało gdzie zdarza się okno. Sektor dziwnie przypomina mi więzienie.
Wnętrze holu jest dosyć obskurne. Znajduje się w nim tylko parę krzeseł i
tabliczek informacyjnych, żadnych obrazów i innych ozdób. Zauważam korytarz
prowadzący do biur zarządców i na klatkę schodową. Po drugiej stronie widzę
stołówkę. Tam właśnie idziemy. Jest bardzo, ale to bardzo duża. Prawie
wszystkie miejsca są zajęte. Zostały tylko dla nas, adeptów z ostatniego
pociągu.
– Siadajcie – mówi Artair i sam również zajmuje miejsce przy
stole, który musi być przeznaczony dla zarządców i innych pracowników.
Robimy co mówi. Siedzę między bardzo wysoką dziewczyną z
ciemnymi lokami i opalonym chłopakiem z orzechowymi włosami. Nikogo tutaj nie znam.
– Zanim weźmiecie się do jedzenia, chcę coś ogłosić – rozlega
się stanowczy, męski głos. – Nazywam się Charles i jestem głównym zarządcą w
Sektorze J…
Okropnie głodna po kilkugodzinnej jeździe, nie mogę się
powstrzymać od nie słuchania go i patrzenia na talerz pełen niewyglądającej
zachęcająco breji. Jednak jestem tak głodna, że moje palce automatycznie
wędrują do łyżki. Nikt na mnie nie patrzy, bo wszyscy są zajęci słuchaniem
paplaniny Charlesa.
– …dzisiaj wybierzecie kierunek straży, którym jesteście
zainteresowani. Jest ich trzy: Zarządzanie, Patrol oraz w tym roku dochodzi
nowy, czyli zwiady. Utworzyliśmy go, gdyż w tym roku część z nas przedostanie
się na drugą stronę muru i musi być na to dobrze przygotowana. Profil składa
się z treningów poznanych już przy kierunku Patrolu. Ten jednak jest bardziej
złożony i wymaga większej sprawności fizycznej. Adepci od drugiego roku wzwyż
mogą wybrać, czy chcą pozostać na Patrolu, czy też zdecydować się na Zwiady. Po
posiłku wrzućcie karteczki z waszymi nazwiskami do skrzynek stojących w holu. Jutro
jak zwykle nowy rok treningu rozpoczynamy różnymi konkurencjami, więc radzę się
przygotować. Wszyscy o siódmej spotykamy się na śniadaniu, a potem razem
opuszczamy Sektor J. Na razie to tyle informacji, możecie się w końcu brać za
jedzenie – kończy dokładnie w tym momencie, w którym ja przeżuwam ostatni kęs
breji.
W jednym momencie wszyscy zabierają się do jedzenia. Próbuję
odszukać wzrokiem kogoś, kogo mogę kojarzyć z pociągu. Zauważam Arię, siedzącą
przy końcu stołu. Rozmawia o czymś z chłopakiem, którego na pewno nie znam. Ma
ciemne włosy, jest wysoki i blady. Jego twarz szpeci długa blizna, która
zaczynając od lewej brwi przecina długi nos i kończy się na prawym policzku. Aria
nie wygląda na dziewczynę interesującą się oszpeconymi facetami. Odwracam głowę
i odnajduję wzrokiem jeszcze parę innych osób z pociągu. Tego wysokiego
blondyna z karabinem. Przyglądam się mu, a on to zauważa i posyła mi wyzywające
spojrzenie. Kiedy jakoś specjalnie na to nie reaguję, wywraca oczami i znów bierze się za jedzenie.
W końcu wszyscy kończą posiłek i małymi kroczkami zbliżają
się do wyjścia. Udaje mi się całkiem szybko opuścić stołówkę. Rzeczywiście w
holu zostały ustawione trzy skrzynki. Obserwuję adeptów, wrzucających do nich
karteczki. Nie potrafię stwierdzić ile osób wybiera Zarządzanie, Patrol czy
Zwiady. Ustawiam się w kolejce. Mam tylko chwilę na zastanowienie. Od razu
wiem, że Zarządzanie odpada. Mimo iż lubię się rządzić, nie chcę tego robić bez
ryzyka. Może jestem szalona, ale taki właśnie jest mój tok myślenia. Zostaje
więc Patrol i Zwiady. Ten pierwszy najwyraźniej jest łatwiejszy. I to jest
problemem. Chcę trudu. Kiedy w końcu jest moja kolej, szybko biorę karteczkę,
bazgrzę na niej imię i nazwisko, a następnie wrzucam je do skrzynki „Zwiady”.
Nie będę tego żałować. Mam nadzieję.
Zastanawiam się, co mam zrobić teraz. Wiele adeptów idzie już
na klatkę schodową, prawdopodobnie do swoich sypialni. Jest jeden problem. Nie
wiem, gdzie jest moja. Zauważam, że lista wyjaśniająca to znajduje się na
tablicy informacyjnej. Stoją przy niej tylko pierwszoroczni adepci, gdyż reszta
musi wiedzieć, gdzie śpi. Przeciskam się przez tłum i rozpoczynam poszukiwania
swojego nazwiska. Pokoje są dwuosobowe, a ja dzielę go z… Charlotte Carlley.
Nie kojarzę tego nazwiska. W każdym razie, jest to pokój numer 324 i mieści się
na trzecim piętrze. Odnajduję na klatkę schodową i wychodzę trzy pięta wyżej.
Idę wąskim korytarzem razem z innymi i w końcu odszukuję moją sypialnię. Bez
pukania wchodzę do środka i wzrokiem napotykam moją współlokatorkę. Staję w
miejscu. To ta niska brunetka, która chciała prawić mi kazania. Jej rzeczy
walają się po całym pokoju, a ona najwyraźniej nie może się normalnie
rozpakować. Podnosi na mnie wzrok.
– Och… to ty – mówi tylko.
Rzucam jej krzywy uśmiech.
– Jesteś Kaya? – dodaje.
– Tak – potwierdzam. – A ty Charlotte.
– Dla przyjaciół Lottie.
– Nie przyjaźnimy się – zauważam.
Wzrusza ramionami i wraca do wypakowywania rzeczy i wkładania
ich do szafek. W pokoju znajdują się dwa łóżka, stolik, dwa krzesła, szafa,
komoda i umywalka. Muszą tu być wspólne łazienki.
– Po co ci tutaj tyle rzeczy? – pytam, wskazując na dużą
liczbę ubrań, kosmetyków i innych przedmiotów, których bałabym się dotknąć.
– Przecież nie mogłam ich nie wziąć – mówi spokojnie.
– Sorry, ale na mój dobytek wystarczy jedna szuflada.
Widzę błysk w jej ciemnych oczach.
– Czyli mogę…
Wzdycham.
– Tak, możesz zająć moje półki, wieszaki… co tam chcesz.
– O to super, jesteś jednak bardzo miła! – Uśmiecha się.
– Jednak? – Unoszę brew.
– No bo wiesz… bez powodu bijesz obce osoby…
– Miałam powód. – Marszczę czoło. – Nazwała mnie pizdą.
Lottie wzdycha.
– Trzeba było to zignorować.
– Żartujesz, prawda?
Kręci głową.
– Zamkniemy ten temat? – pytam.
– Oczywiście – mruczy, pakując bieliznę do szuflady w
komodzie. – No więc, Kaya, skąd jesteś?
– Jak to: skąd?
– Nie jesteś z Proxime – zauważa. – Ja tam mieszkałam i nigdy
cię nie widziałam. Poza tym, kiedy wsiadłam do pociągu, ty już w nim byłaś.
– To prawda. Jestem z Auster.
– Auster? – powtarza z niedowierzeniem. – Przecież to… na
drugim końcu kraju!
– Właśnie. To była bardzo długa droga – mruczę. – Muszę iść
siku.
***
Po wieczorze spędzonym na próbie odnalezienia swojego pokoju
z łazienki, która była na moje nieszczęście na drugim końcu piętra, wracam do
pokoju. Przy okazji wzięłam prysznic. Armatura nie jest tutaj wcale tak okropna
jak opowiadali mi rodzice. Zdaję sobie sprawę, że mówili to prawdopodobnie w
celu odpędzenia mnie myśli takich jak dołączenie do strażników. I jak przez to
skończyłam?
– Gdzie tak długo byłaś? – pyta Lottie, gdy otwieram nasze
drzwi i wchodzę do środka.
Zauważam, że zdążyła już się wypakować. Mój plecak leży
opróżniony obok łóżka po prawej stronie pomieszczenia.
– W łazience – mruczę. – Gdzie moje rzeczy?
– Och – zaczyna. – Stwierdziłam, że skoro cię nie ma, a tobie
z pewnością nie będzie się chciało tego ładnie ułożyć, to ja to za ciebie
zrobię.
Patrzę na nią dziwnie. Posyła mi przepraszający uśmiech.
– À propos,
jak można nosić bokserki?
Wywracam oczami.
– Mniejsza z tym, ty nawet kredki do oczu nie masz!
– A po co mi?
Otwiera szeroko oczy.
– Do malowania się?
Czuję, że ta mała zaczyna mnie irytować.
– Słuchaj – zaczynam powoli. – Pech chciał, żebyśmy były
razem w pokoju, ale to nie znaczy, że musimy się przyjaźnić. Nie lubię, kiedy
ktoś dotyka moich rzeczy. Nie lubię też, gdy próbuje mnie zmieniać czy coś.
Rozumiesz?
Lottie ma wypisaną na twarzy urazę.
– Ja wcale nie próbuję cię zmieniać – odzywa się po chwili
chłodniej niż wcześniej. – Nie znam cię.
– I może lepiej, żeby tak zostało.
Mruży oczy w sposób, który coś przywodzi my na myśl, ale nie
mogę sobie przypomnieć co.
– Okej – zgadza się sztywno. – Wybacz, ale muszę iść.
– Iść? – powtarzam. – Jutro mamy wstać na siódmą. Chyba powinnyśmy
już… – urywam, gdy drzwi z trzaskiem się zamykają.
Wzruszam ramionami. Zresztą co mnie to obchodzi?
Przez małe okno w sypialni zauważam, że jest już bardzo
ciemno. Fatalna widoczność. W końcu przebieram się w moją piżamę i kładę się do
niezbyt wygodnego łóżka. Praktycznie od razu zasypiam.
Coś czuję, że na tym murze będzie ciekawie. Dużo różnych osobowości i w ogóle. Nie wiem czemu, ale jak na razie Kaya nie przypadła mi do gustu. Chyba mogłaby być trochę milsza, ale może to właśnie się zmieni w między czasie. To akurat zależy od ciebie. Natomiast bardzo zaciekawił mnie "blondyn z karabinem". Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie go trochę więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Parabola :)
Hm, Kaya jest kim jest i uważam, że wredota to nieodłączona cecha jej charakteru ;) być może jest zarozumiała i ostrzegam, że to się raczej nie zmieni. Może być natomiast gorsza ^^ A blondyna radzę zapamiętać :D
UsuńPrzeczytałam. ^_^
OdpowiedzUsuńOd razu powiem: kc Kayę i Lottie. I też intryguje mnie blondyn. :3 Chociaż praktycznie wszystko o nim wiem. W końcu to moje dziecko. <3
A Aria to suka. Jak zawsze, pff.
Mam wrażenie, że ten szablon robi się zbyt słodki dla tej historii. Może czas na coś ostrzejszego, co myślisz?
Pa,
Carmen.
Co masz na myśli, mówiąc coś ostrzejszego? :o
UsuńKrew, mury, mhrhokh, więcej krwi (w końcu czasami będzie jej sporo niemazaco).
UsuńJak mi taki znajdziesz, to daj znać, krwawa frajerko.
Usuń"W sumie nie interesuję mnie to za bardzo." interesuje.
OdpowiedzUsuń"– Czyi mogę" - zabrakło "l" w czyi.
Niech mi ktoś wyjaśni, kiedy mur/Mur jest od wielkiej, a kiedy od małej, proszę. Czuję się zagubiona.
Lubię Lottie. I Kaylę. Ale to już mówiłam. Kurczę, i tak wychodzi mi komentowanie w jeden dzień.
Nic nie wnoszę do tematu ;_;
Smutne.
Pozdrawiam, życzę weny, itp.
Dziękuję bardzo za wypisanie błędów, ja zwykle nie mogę ich zauważyć.
UsuńA główna bohaterka to Kaya, a nie Kayla ;)
Ja piszę "Mur" raz z dużej, a raz z małej? :o Nawet nie zauważyłam i sama nie wiem jak powinno być poprawnie. Mimo, że to słowo, ale jednak miejsce i w Creapiti jest nazwą własną. ;-;
No i cieszę się, że lubisz Kayę, jakoś nie spodziewałam się, że będzie miała wielbicieli :D
Nie ma sprawy :)
UsuńOjej, mój błąd.
Na początku chyba było od wielkiej, ale teraz jest od małej. Czuję się bardzo poważnie zagubiona ;_;
Lubię ją, jeszcze nie zrobiła niczego bym przestała :)
Hm, myślę, że zrobi. 3:)
UsuńZostawiłaś u mnie spam za co jestem ci wdzięczna, bo mogłam tutaj trafić i przeczytać to świetne opowiadanie... :D
OdpowiedzUsuńJuż lubię główną bohaterkę... pyskata, zadziorna, uparta, trzyma przy swoim :D Dobrze, że spoliczkowała tę lalę :D
Nie mogę się doczekać nexta i tego szkolenia... jestem tak podekscytowana, że chcę więcej! :)
Tylko nie pasi mi jak ona traktuje swoją współlokatorkę... fajnie by było gdyby jednak się zaprzyjaźniły :D Bo w obcym miejscu, gdzie nie znasz nikogo może być.. hm... samotnie? :P
Mam cichą nadzieję, że poznamy jakiegoś przystojniaczka... ^^ Bo wątek miłosny to jest to co ja uwielbiam :D Me gusta <3
Coś czuję, że nasza Kaya jakoś się zbłaźni, ale nie da się ;D Musiała oczywiście wybrać najniebezpieczniejszą opcję, czyli Zwiady :D Ale spodziewałam się tego :P
Masz ze mnie już wielbicielkę tego opowiadania :3 Dodaję do obserwowanych i będę tutaj zaglądać! :)
Pozdrawiam i życzę weny ;3
Zapraszam do mnie: http://76-igrzyska-smierci.blogspot.com/ :D
Bardzo się cieszę, że ci się podoba. :) Cóż Kaya jeszcze nie wie, ale rzeczywiście przyjaźń jej się przyda. A no i się zbłaźni, to mogę zapewnić. A co do wątku miłosnego... hm. 3:)
UsuńHej, dzięki za zgłoszenie się do mojego spisu. <3
OdpowiedzUsuńTo dla mnie wiele znaczy. :)
Oczywiście zostałaś przyjęta.
Pozdrawiam, Niewidoczna Z :*
To super, dzięki ;)
UsuńChociaż zaprosiłaś mnie do przeczytania twojego drugiego bloga, to jednak odwiedziłam ten... tak jakoś mi wyszło, ale nie żałuję tego :).
OdpowiedzUsuńCałość pochłonęłam w jakąś godzinę. Nie wiem czemu, ale jak to czytałam, to trochę kojarzyło mi się z Igrzyskami Śmierci (Nie uraziłam ciebie tym, prawda? :o). To chyba przez to, że akcja dzieje się też po wojnie, gdzie zginęło wiele osób przez nuklearne bronie(?) i świat podzielił się na dwie strefy - lepszą i gorszą. U ciebie także była dyktatura u lepszych, którą obalono. Ty jednak wykreowałaś swój własny świat i własne prawo, a to jest nieziemskie <3. Szczerze mówiąc, to te powiązania z IŚ są nic nieznaczące, jeśli chodzi o fabułę, bo wydaje się być bardzo oryginalna, jak dla mnie. Jak dotąd nie czytałam niczego podobnego i strasznie mnie wkręciłaś :D.
I ten twój styl pisania mnie hipnotyzuje :3. Nie mogłam oderwać oczu od monitora, bo chciałam wiedzieć, co będzie dalej :D.
Kaya jest strasznie zarozumiała i odważna, co mnie wciąż denerwuje. Mogłaby trochę przystopować, bo się to dla niej źle skończy :(. A Charlotte na początku kojarzyłam z taką szarą myszką. Jak później wyskoczyłaś mi z tym makijażem do Kayi (Dobrze odmieniłam jej imię? xD)... to wydała mi się taka pusta :o. I Aria... dobrze, że dostała w papę. Kayi (Znowu ten dylemat ;D) też by się przydało takie otrzeźwienie, bo sama za daleko nie zajdzie ;P... Chociaż nie wiem, czy by sobie na to pozwoliła :P.
Z niecierpliwością wyczekuję 4. ^^.
Pozdrawiam :*
Cóż, akurat nie za bardzo wzorowałam się na IŚ, pisząc to opowiadanie. xd Może wydaje ci się tak dlatego, że to jest dystopia.
UsuńA co do Kayi, to myślę, że bardzo dobrze ją oceniasz. :D Jest okropną osobą i to raczej już się nie zmieni. xd A Charlotte w żadnym wypadku nie jest pusta! Po prostu jest człowiekiem. ;)
No i dziękuję za komentarz ;*
Już jest późno i wiele nie napiszę, ale uwierz mi - gdyby nie potrzeba snu, przeczytałabym wszystko.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, kochana, naprawdę Cię podziwiam. Kaya mimo swej odwagi, jest chyba trochę zamknięta w sobie... A może to złudzenie, które chwilowo nazywa potrzebą niebezpieczeństwa, wcale nie jest odwagą? Może tylko jej się wydaje?
Tyle pytań, a iść spać trzeba.
Jutro nadrobię z ogromną przyjemnością IV rozdział, ale dziś już nie dam rady.
Dziękuję serdecznie za pozostawienie u mnie w spamie zaproszenia :*
Liczę, że kiedyś odwiedzisz też mnie :)
ostatniswit.blogspot.com
Kaya nie jest odważna. Jest szalona ;)
UsuńW ogóle bardzo się cieszę, że ci się spodobało. Na pewno wejdę do ciebie, jak będę miała chwilę czasu. ;)
Kurczę, coraz bardziej mi się to podoba! Bójka w pociągu była świetna, widać, że Kaya ma charakterek :D. Cóż mogę więcej powiedzieć, nie mogę się doczekać jak się to dalej rozwinie i jak będzie wyglądać życie na murze (a może i poza nim). Zastanawiam się, czy Kaya dogada się jakoś z Lottie (fajne zdrobnienie :D). Od razu ją polubiłam, więc z chęcią dowiem się o niej czegoś więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
P.S. Dziękuję za komentarze u mnie :D.
Nie myślałam, że mama bohaterki tak szybko zmieni zdanie, ale z sumie to nawet lepiej, że nie rozczulałaś się nad tym wątkiem. Naprawdę nie wiem co mam myśleć na temat Kayi. Z jednej strony jej natura mi imponuje, a z drugiej strony jest totalnie wnerwiająca. Sytuacja w pociągu była dość kontrowersyjna. Tak właściwie Aria nie zrobiła nic złego, dopóki jej nie wzywała. Duma jednak musiała być jednak ważniejsza. Widać, że Kaya nie da sobie w kaszę dmuchać. Ciekawi mnie też postać Lottie - Podoba mi się ten skrót. Nie czuję się zaskoczona, że dziewczyny mają wspólny pokój, choć przyznam, że coś cicho podpowiadało mi, że to będzie Aria. ;) Chyba dobrze, że tak się nie stało. Pomysł całego tego szkolenia co raz bardziej lubię. Zastanawiam się, że dlaczego Kaya pcha się tam gdzie będzie najtrudniej. Ambitna jest. Moment kiedy Lottie poukładała rzeczy bohaterki był nieco dziwny. Kto się tak zachowuje. Jestem raczej spokojną osobą, ale byłabym zła, gdyby ktoś bez mojej zgody ruszał coś mojego. Aha jeszcze ten koleś z karabinem. Kim jest? Nie wiem, ale chcę wiedzieć. Ogólnie rozdział był bardzo dobry. Teraz grzecznie przeczytam następny ;)
OdpowiedzUsuńLottie jest miła i fajna, nie wiem, czemu Kaya tak bardo jej nie lubi. Owszem, lubię charakterne postaci, ale jak nasza bohaterka w dalszym ciągu będzie tak postępować, to w życiu się z nikim nie zakoleguje! Ale uważam, ze w pociągu postąpiła słusznie. ja też bym się nieźle wkurzyła, gdyby ktoś tak do mnie powiedział. Zuch dziewczyna! No i się zastanawiam, jak sobie da radę na patrolach. Ambitna jest, skoro wybrała najcięższy kierunek.
OdpowiedzUsuńNo nic, lecę dalej :)
Nie, że Kaya jej nie lubi, po prostu jest wredna. XD
Usuń