„Choćby zasięg tego, co człowiek na świecie dokonuje, był największy, jeżeli nie wywiązuje się z obowiązków wobec rodziców, to wszystko inne jest kalekie.”
~ Herman Auerbach
Nazywam się Kaya Lucianda Donevane i mam szesnaście lat.
Jestem mieszkanką Północy. Minęło dziesięć lat od wybuchu bomby termojądrowej na
południu naszego kraju, Créapiti, podczas wojny o władzę. Dziś nasze
społeczeństwo dzieli się na dwie części. Jedną, tą na północy zamieszkujemy my.
Nazywają nas Północnymi. Niczym nie różnimy się od ludzi, którzy zamieszkiwali
te tereny kilkaset lat temu, przed III Wojną Światową. Nie jesteśmy skażeni. Nie jesteśmy chorzy. Dlatego jesteśmy od nich oddzieleni. Mogą z łatwością zrównać nasze
społeczeństwo z ziemią. Mogliby, gdyby nas nie było tak dużo i gdybyśmy nie
byli na to przygotowani. Każdy z nas szkoli się na przyszłość. Jesteśmy
strażnikami, doktorami, nauczycielami… Niestety nie mamy zbyt dużej kontroli
nad tym, co dzieje się po drugiej stronie. Południowi rosną w siłę. Pewnego
dnia mogą tu wkroczyć i zabić nas wszystkich. Szkolenie zaczynamy w wieku
siedemnastu lat, a kończymy gdy mamy dwadzieścia. Ja rozpoczynam je w przyszłym
miesiącu. Wiem już kim chcę zostać. Pójdę na mur jak moi rodzice. Dziewczyny z
mojej szkoły chcą sobie znaleźć jakąś łatwą pracę, prawdopodobnie źle płatną. Mi
zależy na przyszłości, ale wszystkie moje plany mogą legnąć w gruzach,
jeśli tylko Południowi wymkną się spod kontroli. Co raz częściej słyszę szepty
rodziców, że coś się dzieje. Już prawie nie widzę ich uśmiechniętych. Mają
dosyć niebezpieczny zawód. Dlatego chcę robić to samo. Moje życie jest zbyt
nudne.
***
Ze szkoły wracam do domu w jakieś piętnaście minut. Zwykle
zajmuje to dłużej, ale dzisiaj się śpieszę. Do rozpoczęcia szkolenia zostały
trzy dni. Najpóźniej dzisiaj o dziewiętnastej muszę zanieść formularz z informacją,
jakiego zawodu adeptką chcę zostać. Pytałam się rodziców, co o tym myślą.
Powiedzieli, że w porządku, jeśli rzeczywiście tego chcę. Nie jestem
zdenerwowana. Zawsze wiedziałam, że taka będzie moja przyszłość. Oczywiście
dostać się na szkolenie nie jest łatwo. Jeśli mnie nie wezmą, będę musiała
wrócić do szkoły i dopiero po kilku latach starać się o pracę. Bez
odpowiedniego wykształcenia moje szansę na jej zdobycie będą bliskie zeru. Nie
martwię się o to. Idąc wyciągam z torby kanapkę, której nie zdążyłam zjeść wcześniej. Odpakowuję ją i biorę gryz. Powoli przełykam kęs, ale mam ochotę to zwymiotować
mimo, że jestem głodna. Mój dom stoi przy spokojnej ulicy na obrzeżach miasta.
Nie ma tu hałasu w przeciwieństwie do centrum, ale niestety mieszkamy tylko
kilkadziesiąt kilometrów od muru w północno-wschodniej części kraju. Widzę go z
okna mojej sypialni i czasami patrząc na niego, zamykam oczy i wyobrażam sobie,
że się zawala. Potem szybko je otwieram i zganiam się za takie rozmyślenia. To
byłoby złe dla nas wszystkich, doprowadziłoby do upadku Créapiti. Rozważając to
wszystko ledwo dostrzegam, że dochodzę do domu. Muszę wbić kod, żeby dostać się
do środka. Wstukuję po kolei cyfry 3105 i czekam, aż drzwi się otworzą. Gdy tak
się dzieje, wchodzę do środka i mówię:
– Dzień dobry!
Jestem zaskoczona, gdy słyszę odpowiedź:
– Dzień dobry, kochanie! – Mama wychodzi z kuchni, a ja
rzucam jej się w objęcia.
Ciągle ma na sobie ciemnozielony mundur strażnika muru i broń
przy pasie. Jej długie blond włosy są upięte w kok, żeby nie przeszkadzały jej
podczas pracy. Ma promienny uśmiech.
– Nie wiedziałam, że wrócisz tak wcześnie – oznajmiam i
odsuwam się od niej.
– Nie mogę przecież pozwolić, żebyś dokonała najważniejszej
decyzji w swoim życiu bez mojego wsparcia – mówi.
– Mamo, nie musiałaś…
Kręci głową ze śmiechem.
– Oczywiście, że musiałam. Czyli jesteś pewna na sto procent,
że idziesz na mur? – pyta.
Nie chce, żebym tam szła. Rozumiem.
– Tak. – Kiwam głową.
Nadal się uśmiecha, ale widzę jakiś smutek w jej oczach.
– Właśnie tego chcę – dodaję. – Poradzę sobie.
Jestem tego pewna. To będzie największy wysiłek w moim życiu,
ale jednocześnie również ogromna przygoda.
– W takim razie nie traćmy czasu. Przebierz się i idziemy.
– Okej – zgadzam się i wychodzę na górę do swojego pokoju.
Ciągle mam na sobie mundurek szkolny składający się z szarej
spódnicy i koszuli. Nienawidzę spódnic. Przebieram się w czarne spodnie i
podkoszulek. Na dworze jest zimno, więc biorę jeszcze brązową kurtkę, która
jest na mnie trochę za duża. Przebieram trampki na ciężkie buty i podwójnie
zawiązuję ich sznurowadła. W szkole włosy muszę mieć upięte lub związane, a
teraz uwalniam je z pośpiesznie zaplecionego nad rankiem kłosa. W moim pokoju
jest jedno lustro, tuż nad komodą. Zerkam w jego kierunku. Wyglądam niedbale i
nie tak jak według niektórych powinna wyglądać dziewczyna. Uśmiecham się pod
nosem. Wracam na parter i razem z mamą kieruję na zewnątrz.
– To dość daleko – zauważam, idąc za nią wąskim chodnikiem. –
Idziemy pieszo?
– Pojedziemy pociągiem – oznajmia.
Wzruszam ramionami. Stacja, na której mamy wsiąść mieści się
całkiem niedaleko. Dochodzimy do niej, a mama studiuje rozkład jazdy, który
przywieszony jest na znaku ostrzegającym o przejeździe kolejowym bez zapór.
– Powinien być za trzy minuty – informuje mnie. – Raczej się
nie spóźni.
Kiwam głową. Patrzę tęsknie w kierunku jej pistoletu. Kiedyś,
gdy byłam młodsza, ojciec dał mi jeden bez magazynku dla zabawy. Od tamtej pory
zapragnęłam w ręku trzymać prawdziwy. Oczywiście nie chcę zabijać. Chcę mieć władzę. Pociąg przyjeżdża we właściwym czasie i
zatrzymuje się, żebyśmy mogły wejść. Moja mama kasuje dwa bilety. W środku nie
ma krzeseł, więc musimy ustawić się pod ścianą. Kilka osób już jest środku.
Rozpoznaję tylko dwoje, Ashley Trival, dziewczynę z mojej szkoły oraz jej ojca,
kardiologa zatrudnionego w pobliskim szpitalu. Mężczyzna obdarza moją matkę skinięciem głowy.
To oznaka szacunku dla strażników muru. Kiedyś mi też będą go okazywać.
– Też idziecie złożyć papiery? – pyta mama.
– Tak – odpowiada Trival. – Ashley idzie na medycynę jak ja.
Dziewczyna przygląda się mi i mojej matce na zmianę. Ja też
kątem oka ją obserwuję. Jest całkiem ładna. Ma ciemne włosy, upięte w kok i
szaroniebieskie oczy w kształcie migdałów. Jest ubrana w elegancką sukienkę i
beżowy płaszcz. Wygląda na o wiele starszą niż jest. Powinnam się czuć przy
niej głupio, ale tak nie jest.
– A Kaya idzie na…? – Doktor bacznie mi się przygląda.
Ma to samo mądre spojrzenie, co jego córka.
– Na mur – wyręczam moją mamę i unoszę wysoko podbródek
jakbym bardzo chciała uświadomić im, że jestem z tego powodu dumna.
Wydaje mi się, że słyszę ciche prychnięcie dochodzące ze
strony Ashley. Pociąg rusza. Okna są otwarte i wiatr rozwiewa moje włosy.
Powstrzymuję się od wystawienia głowy przez jedno z nich. Mijamy moje miasto i
kierujemy się na południe, do centrum. Domy na widoku pojawiają się coraz
rzadziej. Moim oczom ukazują się pola uprawne i pastwiska. Pociąg porusza z
prędkością około dwustu kilometrów na godzinę, więc powinnyśmy dotrzeć na
miejsce za niecałe dwie. Zatrzymujemy się na kolejnej stacji w Pulvis, mieście
położonym na południe od mojego i do środka wchodzi więcej osób. Oni też
zauważają moją matkę i kiwają przed nią głowami. Prawie wszyscy to jej znajomi.
Ktoś staje obok mnie. Poznaję go. To Tey, mój kolega, z którym bawiłam się, gdy
byłam młodsza. On ma teraz dwadzieścia dwa lata. Kiedyś mieszkał w Auster, moim
mieście, ale przeprowadził się do Pulvis, bo tam łatwiej jest znaleźć pracę.
Wiem, że szkolił się na budowlańca. Nie widzieliśmy się od pięciu lat. Nie
zmienił się za bardzo. Ma włosy takiego koloru jak moje i duże szare oczy. Jest
blady, ale nie tak bardzo jak na mieszkańców tych terenów. Prawie wszyscy z nas
mają jasną cerę i włosy.
– Tey – szepczę do niego.
Przenosi na mnie znudzone spojrzenie i po chwili, rozpoznając
z kim rozmawia, uśmiecha się szeroko.
– Kaya – mówi. – Co tutaj robisz?
– Dzisiaj wybieram przedmiot mojego szkolenia – oznajmiam.
– Tak? To super, co wybierasz?
– Mur – odpowiadam.
– Jakoś mnie to nie dziwi – mruczy z chytrym uśmieszkiem. –
Zawsze byłaś trochę… porywcza i wojownicza.
– Mam nadzieję, że to komplement.
– Oczywiście.
Wybuchamy śmiechem. Potem jeszcze długo rozmawiamy. Tey
opowiada mi o pracy, o swojej narzeczonej i innych sprawach. Wiedzie mu się
całkiem dobrze. Cieszę się, że jest szczęśliwy. Dopiero teraz orientuję się jak
bardzo brakowało mi przyjaciół przez ostatnie kilka lat.
– Sage przecież też jest strażnikiem w twoim sektorze –
przypomina sobie Tey.
Sage był członkiem naszej paczki, który bardzo lubił się bić.
Często miał przez to kłopoty.
– Jeszcze nie wiem w jakim będę sektorze – wyjaśniam.
Jest ich siedemnaście. Najbliżej mojego miasta znajduje się
Sektor C. Jest tuż przy oceanie, zresztą jak wszystkie oprócz tych na samym
południu. One oddzielają nas od wrogich terenów Południowców. Szczerze to tam
jest najniebezpieczniej. Zdarzyło się kilka ataków z ich strony, a u mnie
nigdy. Największy z nich to Sektor A, tuż przy której mieści się przystań.
– Powinni cię przydzielić do tego, co twoi rodzice. – Głos
Teya wyrywa mnie z zamyślenia.
– Mam nadzieję, że tak zrobią – przyznaję.
Nie chcę opuszczać Auster ani rodziny. Jestem przyzwyczajona
do północnych chłodów. Kolejny przystanek jest w Petrae.
– Na mnie już czas – mówi Tey i ściska mnie na pożegnanie, a
następnie wysiada.
Mama podchodzi do mnie.
– To był Tey? – pyta patrząc na wyjście, przez które przed
sekundą wyszedł.
Drzwi znowu się zamykają i pociąg rusza.
– Tak – potwierdzam.
– Dobry Boże, ale się zmienił – mówi, a ja wywracam oczami.
– Przeprowadził się do Pulvis i ma tam pracę oraz narzeczoną
– oznajmiam.
– To świetnie – cieszy się. – A ty nadal możesz zmienić
zdanie.
Parskam śmiechem.
– Chyba raczej nie zmienię.
Uśmiecha się delikatnie, ale jej oczy pozostają zmartwione.
Czym się tak przejmuje? Będę robiła to samo co ona. Kilkanaście minut później w
końcu dojeżdżamy do stolicy, czyli Regit. Jest ono największym miastem w Créapiti.
Znajduje się tu pełno wysokich wieżowców pokrytych szybami, w których odbija
się blask zachodzącego słońca. Gdy z matką wychodzimy na stację, zapach spalin
uderza mnie w nozdrza. Powietrze jest tu cięższe niż w Auster. Widzę, że jest
tutaj nawet dworzec, a nie mały przystanek jak w miastach, które minęłyśmy.
– Chodź – mówi mama i kieruje się w stronę głównego wejścia.
Budynek jest prawie cały zrobiony ze szkła. Gdy podchodzimy
pod niego, automatyczne drzwi się przed nami otwierają.
– Muszę kupić jeszcze bilety na powrót – wyjaśnia i ustawia
się w kolejce.
Kiwam głową i w zamyśleniu patrzę z powrotem na peron, z
którego przyszłyśmy. Trivalowie i parę innych ludzi również już opuściło
pociąg. Teraz rozchodzą się w różne strony. Mama wraca po mnie i odchodzimy.
– Gdzie jest urząd? – pytam.
Idziemy chodnikiem po ulicy, której nazwy nie potrafiłam
zapamiętać. Mijamy dużo sklepów, biur i mieszkań.
– Tuż za rogiem. – Wskazuje mi kierunek.
Moim oczom ukazuje się wysoki budynek w ogromną ilością
okien. Przechodzimy przez obrotowe drzwi do dużej, elegancko urządzonej
recepcji. Jest tu kilka biurek, przy których siedzą urzędniczki jednocześnie
robiące coś na komputerach i rozmawiające z gośćmi. Ustawiamy się w kolejce do
jednej z nich. Kobieta ma ciemne włosy obcięte na pazia i skośne brązowe oczy.
Uśmiecha się miło do swojej rozmówczyni, prawdopodobnie matki wysokiego
chłopaka, ubranego w elegancki garnitur, stojącego tuż przy niej. Blask lampy
sufitowej oświetla jego mokre od potu czoło. Denerwuje się. Czy ja też
powinnam? Urzędniczka wskazuje tamtym windę i podaje numer piętra, na które
powinni się udać. Ten chłopak na pewno nie chce iść na mur.
– Chodźmy. – Mama ciągnie mnie za rękę i prowadzi do biurka.
Siada w skórzanym fotelu i uśmiecha się do kobiety.
– Dzień dobry – odzywa się uprzejmym tonem. – Mam na imię Tara
Donevane, a to moja córka, Kaya.
– Witam – odpowiada urzędniczka. – Jestem Kathleen Velynee. W
czym mogę pomóc?
– Chciałybyśmy wiedzieć, na które piętro powinnyśmy się udać,
chcąc znaleźć urząd od straży na murze.
Velynee robi zdumioną minę i przygląda się mi uważnie.
– Na mur? Taka ładna dziewczyna?
Czuję przypływ złości. Biorę głęboki oddech.
– Tak, na mur – potwierdzam.
Chcę jeszcze coś dodać, ale moja matka patrzy na mnie
karcąco. Mój ton rzeczywiście jest dość chłodny, ale to u mnie zwykłe.
– To będzie szóste piętro – oznajmia. – Chyba są akurat
wolni.
Moja matka dziękuje, podpisuje coś i razem ze mną kieruje się
w stronę windy. Do środka wchodzi jeszcze parę osób. Żadnej nie poznaję.
Większość ma ciemniejszą cerę, która wskazuje na południowe pochodzenie. Patrzę
znudzona w ekranik z wyświetlonym numerem piętra, na którym obecnie się
znajdujemy. Bardzo szybko dojeżdżamy na właściwie i jako jedyne wychodzimy na
ten korytarz. Widok z okna jest oszałamiający, chociaż to nie najwyższe piętro.
Słońce już prawie zaszło, widzę tylko jego mały skrawek na horyzoncie. Mama
podchodzi do drzwi oznaczonych liczbą 604 i wzrokiem nakazuje mi, żebym do niej
dołączyła. Przez chwilę jeszcze obserwuję miasto i jego coraz częściej zapalane
lampy, ale w końcu podchodzę do niej.
– Nie mogę tam wejść – oświadcza.
– Skąd wiesz, że to ten pokój? – pytam.
Uśmiecha się lekko.
– Zapominasz, że jakieś dwadzieścia lat temu ja też tutaj
byłam.
– Więc po co pytałaś o piętro?
Wzrusza ramionami.
– Dlaczego nie możesz tam wejść? – Marszczę brwi.
Nie chcę pokazać, że się denerwuję. Powinnam?
– Bo to ciebie będą oceniać.
– Ale… w takim razie, nie stawisz się za mną – jęczę.
– Nie mogę – mruczy. – Ale nie powinnaś się przejmować. Masz
to we krwi.
– Tak myślisz?
– Ja to wiem.
– To dlaczego na początku byłaś nieprzychylna mojej decyzji?
– Bo…
– Tylko nie mów, że dlatego, że to niebezpieczne. Właśnie
dlatego chcę to robić.
– Wiem.
Moją twarz rozjaśnia słaby uśmiech.
– Dasz radę.
Kiwam głową, robię głęboki wdech i pukam do drzwi.
– Proszę wejść! – Słyszę.
Chwytam moją mamę za rękę i ściskam mocno. Uśmiecha się i wskazuje
na drzwi. Puszczam ją i rzucam jej ostatnie, przestraszone spojrzenie. Jednak
się boję. Naciskam na klamkę i wchodzę do środka.
ciekawie się zaczyna . ;3 poinformuj mnie u mnie w zakładce " Wasze blogi " o następnym . <3
OdpowiedzUsuńDziękuję. Bardzo mnie cieszy, że ci się podoba. :)
UsuńOczywiście, że cię poinformuję. :D
Witam, wpadłam, bo zostawiłaś u mnie mały spam.
OdpowiedzUsuńHistoria bardzo mi się podoba a początek napisany bardzo ciekawie. Jestem ciekawa, jak pokierujesz dalej losem głównej bohaterki.
Proszę, informuj mnie o nowych notkach.
Pozdrawiam, Faith.
http://trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com/
Dziękuję. Będę się starała informować o każdej notce. Cieszę się, że ci się podoba.
UsuńPozdrawiam. :)
No, no, Kajak już na wstępie szpani imieniem.
OdpowiedzUsuń''Oczywiście nie chcę zabijać. Chcę mieć władzę.''
Oczywiście, Kajaczku, kochanie, oczywiście.
''Mężczyzna obdarza moją matkę skinięciem głowy. To oznaka szacunku dla strażników muru. Kiedyś mi też będą salutować.''
Tak właściwie, to skinięcie głową nie jest salutem.
''Okna są otwarte i wiatr rozwiewa moje włosy. Powstrzymuję się od wystawienia głowy przez jedno z nich.''
http://www.youtube.com/watch?v=ltZ9SJ0r2ks
''Dopiero teraz orientuję się jak bardzo brakowało mi przyjaciół przez ostatnie kilka lat.''
Że też w ogóle jakiś miała, wredota jedna. :D
''– To był Tey? – pyta patrząc na wyjście, przez które przed sekundą wyszedł.''
A nie, bo Stwórca.
''– Tuż za rogiem. – Wskazuję mi kierunek.''
wskazuje*
''– Dzień Dobry – odzywa się uprzejmym tonem.''
A Czemuś To Z Dużej?
''Mój ton rzeczywiście jest dość chłodny, ale to u mnie zwykłe.''
No, nawet bardzo!
''– Więc po co pytałaś o piętro?''
Chciałam zapytać dokładnie o to samo! ;-; Synchron z Kajakiem nie wróży nic dobrego.
Czekam na następny, frajerko.
Carmen. (vel Oszukać Przeznaczenie 6)
Kaya przecież jest miła. -_-
UsuńDziękuję za wypatrzenie moich... błędów. ;-;
Pa.
Tocz się.
Turlaj dropsa.
UsuńPoza tym, Kaya jest milutka. Bardzo. :D
No wiem.
UsuńNie no nie mogę! Carmen i jej komentarze ;-;
OdpowiedzUsuńRozdział świetny XD
Szpan imieniem :3
Ale mimo to mi się podoba <3
Powiadamiaj mnie, bo zapomnę!
Weny!
Okej, okej. Dziękuję. <3
UsuńKomentarze >.<
:3
Papa. Pozdrawiam. xd
Czy ktoś ma coś do moich komentarzy? *łypie spod brwi*
UsuńWszyscy.
UsuńBardzo podoba mi się ten rozdział, ale przeszkadza mi brak akapitów.
OdpowiedzUsuńTekst zlewa się w jeden, olbrzymi ciąg liter i strasznie męczą się przez to oczy.
Coraz bardziej zastanawia mnie, co wydarzy się w kolejnych rozdziałach, więc lecę czytać.
Minoo
Dlaczego wszyscy potrafią wymyślać cudne nazwy ;_; To niesprawiedliwe.
OdpowiedzUsuńRozdział był wspaniały, Kayla też, trzymam kciuki za nią, żeby się jej udało.
Jestem podekscytowana czy przyjmą Kaylę, dlatego lecę do następnego.
Cudne nazwy? :D To znaczy jakie? :)
UsuńTakie... że faktycznie miasta mogą się tak nazywać. No i cudowne, czyli po prostu piękne ;>
UsuńDziękuję ;*
UsuńJuż lubię Kayę :) jest wredna, podoba mi się to. Ale nic kompletnie nie rozumiem, chociaż może to przez to, że nie wspomniałaś za dużo o wojnie i w ogóle mam mętlik w głowie. Zastanawiam się, co z tym chłopakiem i może jeszcze zdążę przeczytać jeden rozdział, to się dowiem :)
OdpowiedzUsuńSekretna
Cóż, to prawda Kaya jest wredna. I samolubna. ;)
UsuńHm, o wojnie jest wspomniane w drugim rozdziale, ale skoro jeszcze nie doszłaś, to możesz nie rozumieć. ^^
A tamten chłopak... cóż, prolog nie ma zbyt dużo wspólnego przynajmniej z początkiem akcji. Jednak radzę zapamiętać jego bohatera. ^^
Heej :3 dzisiaj przeczytałam tylko jeden rozdział i prolog u Ciebie, ale postaram się wszystko nadrobić :3, gdy bd mieć więcej czasu. Fabuła ciekawa. Wydaję mi się, że Kaya dostanie się na mur. Na początku myślałam, że coś będzie z tym Tey 'em ( jakaś miłoźdź ) ale ma narzeczoną :3 . Fajnie, też, że umieściłaś cytat przed rozdziałem :D a co do prologu to taki tejemniczy i czy ten chłopak bd z K ? :3
OdpowiedzUsuńOkej.. Ja już kończee :33 spodziewaj się mnie za ... Kilka dni .. Lub jutro :D
Dziękuję za komentarz.
UsuńHaha, czasem gościu od "miłoździ" nie pojawia się już od razu, ale w następnych rozdziałach znajdziesz więcej kandydatów do tej opcji. xd
Więc mam nadzieję, że jeszcze tu wpadniesz i sama się przekonasz. ;)
Rozdział bardzo mnie zaciekawił, czytało się go bardzo lekko. Od razu bardzo polubiłam Kayę. Mam wrażenie że inspirowałaś się Niezgodną i Igrzyskami Śmierci.
OdpowiedzUsuńJeżeli tak nie jest to sorka za podejrzenie.
Hahah, ty nie czytałaś Niezgodnej, dziecko XD
UsuńIgrzyskami się nie inspirowałam wcale a wcale. :o
Zostawiłaś u mnie spam więc jestem :D. Przeczytałam zarówno prolog jak i pierwszy rozdział i przyznam, że od samego początku już mi się podoba. Kocham opowiadania o tematyce futurystycznej, więc choćby za to masz dużego plusa :D. Kolejnego masz za narrację w czasie teraźniejszym. W blogosferze rzadko się z nim spotykam. Nie wiem dlaczego, bo sama piszę w czasie teraźniejszym i jest mi jakoś łatwiej niż pisząc w czasie przeszłym. Dobra, bo odbiegam od tematu :D.
OdpowiedzUsuńFabuła od razu mnie zaciekawiła. Świat po III wojnie światowej, podział na Północnych i Południowych. No i Kaya! Na wstępie ją polubiłam, choć wydaje mi się trochę arogancka.
Co do Twojego stylu pisania, to tak naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Opisy są ładnie zbudowane i odpowiedniej długości, rozdział też nie był krótki, więc czego chcieć więcej? Zaintrygowałaś mnie, z pewnością zostanę tutaj na dłużej. Zastanawiam się tylko, czy chłopak z prologu odegra jakąś ważniejszą rolę i czy jego los skrzyżuje się z losem Kayi... No nic, jak przeczytam dalej, to może co nieco mi się wyjaśni :D.
Pozdrawiam i życzę weny.
Bardzo dziękuję, że wpadłaś mimo, że zostawiłam dość chamską reklamę ;/ Oczywiście zajrzę też na twojego bloga, ale komentarzy możesz oczekiwać pojutrze najwcześniej. ;)
UsuńCieszę się, że ci się spodobało. Naprawdę tak wiele miłych słów cieszy oczy. ^_^
A więc poznajemy główną bohaterkę. No no sprawia wrażenie twardej babki przy tym aroganckiej i z dodatkiem nutki wredoty. Od razu przypadła mi do gustu. Lubie bohaterów z charakterem, a nie rozmazane ciepłe kluski ;_; Nie jestem pewna czy rozumiem decyzję bohaterki o tym aby starać się o posadę przy murze. W porządku jest pełna pasji, głodna przygód i w dodatku tym właśnie zajmują się jej rodzice, ale przecież to niebezpieczne, jest tyle innych zawodów. Cóż jeśli ją przyjmą, a zakładam, że tak będzie, to pogodzę się z jej decyzją ;) Mimo to chyba jestem trochę jak jej matka i martwię się, że ten wybór to błąd. Sama nie wiem czemu ;d Zaczęłaś dość spokojnie. Przejazd pociągiem by dostać się do urzędu. Podoba mi się twój styl pisania, a fakt, że narracja jest pierwszoosobowa i to jeszcze w czasie teraźniejszym sprawia, że daję ci ogromnego plusa. Piszesz ciekawie i przedstawiasz coś oryginalnego. Okej spotkałam się już z historiami dotyczącymi życia bohaterów po wybuchu bomby, ale tylko ty ukazujesz to tak, że życie toczy się dalej bez jakich skażonych zombie i ludzi w kombinezonach. Cóż podsumowując jestem pod wrażeniem ;) Na razie tyle ode mnie. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń56 yr old Project Manager Arri Norquay, hailing from Cold Lake enjoys watching movies like Prom Night in Mississippi and Surfing. Took a trip to Flemish Béguinages and drives a E-Class. dlaczego nie dowiedziec sie wiecej
OdpowiedzUsuń