sobota, 4 października 2014

VII

Poczucie że świat jest jeden,
że zależymy od siebie, 
że walka między sobą
kompletnie nie ma sensu,
że jesteśmy w wielkiej potrzebie 
Komunikacji!

W ciągu paru tygodni zauważam, że Lottie czasem niespodziewanie wymyka się od nas z pokoju wieczorami. Pewnego dnia przestaję te ignorować i mając okazję, pytam o co chodzi.
– Hej, gdzie się wybierasz? – pytam, zanim zdąża otworzyć drzwi.
Odwraca się do mnie przodem z lekkim uśmiechem. Zauważam, że jakoś inaczej ułożyła włosy.
– Ja… Hm, na randkę – oświadcza po prostu.
Gdy to mówi przypominam sobie sytuację z otrzęsin, gdy dziewczyna, która wyciągnęła ją z łóżka, wspomniała coś o jej chłopaku.
– Z kim? – Lustruję ją zaciekawionym spojrzeniem.
– Z chłopakiem. – Parska śmiechem.
Prycham pogardliwie.
– Dobrze wiesz, że chodzi mi o imię.
– Ta – odpowiada. – Powiem ci potem, śpieszę się.
– Czekaj! – Zrywam się z łóżka, ale drzwi już za nią trzaskają.
W sumie nie obchodzi mnie to aż tak bardzo, ale chcę wiedzieć, czy jesteśmy już na tym etapie przyjaźni, kiedy możemy sobie mówić takie rzeczy. Najwyraźniej nie. Więc postanawiam o tym zapomnieć i już jej o to nie pytać.
***
Kilka dni później mamy iść na strzelnicę od razu po śniadaniu. Tym razem w naszej grupie znajdą się jeszcze adepci ze starszych grup, więc trochę się denerwuję. Radzę sobie całkiem dobrze, ale i tak pewnie zobaczę między moimi umiejętnościami a ich duży kontrast.
Po posiłku razem z Lottie wchodzimy na salę treningową i kierujemy się w stronę strzelnicy.
– Mówię ci, dzisiaj trafię za każdym razem – szepczę do niej lekkim tonem.
– Tak, Kaya. Mówisz tak za każdym razem – odpowiada i się śmieje.
Wydaje się jeszcze drobniejsza, kiedy bierze do ręki broń i ustawia się naprzeciw tarczy.
– Mam to we krwi – oznajmiam i również wybieram sobie karabin. Strzelam w szóstkę. – Kurde – mruczę i jeszcze raz próbuję lepiej wycelować.
Lottie także celuje. Trafia w trójkę. Wzdycha z rozczarowaniem.
Obok nas strzelają także Damien, Kristine, Sally, Ronald i Jared. Kątem oka patrzę w stronę tego ostatniego. Strzela w dziesiątkę już drugi raz. Zaciskam zęby.
– Dupek – szepczę tak cicho, że chyba tylko ja to słyszę i jeszcze raz strzelam. Pięć. – Mam zły dzień – mówię do Lottie z lekkim uśmiechem czających się na ustach, chociaż wcale nie jestem wesoła.
– Dasz radę – mówi i sama strzela. Tym razem w szóstkę.
Zerka przelotnie na Jareda po jej lewej i zazdrośnie patrzy na dziury po środku tarczy.
– Mam nadzieję – mówię i jeszcze raz strzelam, nie patrząc na tarczę tylko w kierunku, w który również zerka Lottie. Tym razem nie trafiam w cel. Gorzej, mój pocisk ląduje daleko od tarczy i o mało nie trafia Rona w czubek głowy. Rzucam mu przepraszający uśmiech.
– Bez sensu – mówię z rezygnacją.
– Jak on to robi? – mruczy moja współlokatorka obserwując Jareda uważnie.
Wzruszam ramionami i przygryzam wargę.
– Nie wiem, ale się dowiem.
Chłopak przenosi na nas spojrzenie, jakby widział, że na niego patrzymy. Omiata spojrzeniem Lottie i wykrzywia wargi w coś na kształt uśmiechu.
Marszczę nos i odwracam się z powrotem przodem do tarczy i znowu strzelam, chcąc na jego oczach trafić w cel. Cztery.
– Cholera – warczę cicho.
Jared pochodzi do nas i staje obok Lottie.
– Trochę źle to trzymasz – zauważa wpatrując się w nią.
– Wcale, że nie – mówię, przerywając moje zajęcie. – Trzyma to bardzo dobrze.
Przenosi na mnie chłodny wzrok.
– Po twoich wynikach można powiedzieć, że mam większe prawo do wypowiadania się na ten temat, cipo – mówi, mrużąc oczy i podaje Lottie kilka krótkich, kompaktowych rad.
– Po prostu miałeś szczęście – syczę. – Idź sobie – dodaję. – Ona wcale nie potrzebuje twoich pieprzonych rad.
Dziewczyna strzela zgodnie z jego instrukcjami i trafia dziesiątkę. Rzuca mu blady uśmiech. Wywracam oczami.
– Tobie też pomóc? Bo coś ci nie wychodzi – zwraca się do mnie.
– Nie chcę twojej pomocy – mówię i posyłam kilka pocisków naraz. Ani razu nie trafiam lepiej niż w piątkę.
Jared strzela do mojej tarczy i trafia dziesięć. Rzucam mu poirytowane spojrzenie.
– Po prostu nie jestem wystarczająco rozbudzona – oznajmiam i ziewam.
– Próbujesz się tłumaczyć z braku umiejętności? – Uśmiecha się lodowato.
Znowu przenosi spojrzenie na Lottie, która mierzy w swoją tarczę.
– Spróbuj trochę bardziej w lewo – rzuca.
Moje uszy robią się czerwone.
– Gdyby mi się chciało, mogłabym być lepsza od ciebie i całej cholernej reszty.
– To może niech ci się zachce? – proponuje pogardliwie podchodząc bliżej i ustawiając Lottie rękę całkowicie odruchowym gestem.
 – A ty możesz być celem?
– Trochę do góry – mruczy do mojej współlokatorki.
Strzela. Dziewięć.
Biorę głęboki oddech.
– Boisz się?
– Ciebie? Jakoś niespecjalnie.  
Lottie strzela jeszcze raz. Sześć.
– Musisz to robić na wydechu – mówi roztargnionym głosem Jared.
– Czyli możesz być celem? – pytam niecierpliwie. Nie lubię być ignorowana.
– I tak nie trafisz – stwierdza prychając.
Lottie strzela sama. Siedem. Blondyn się od niej odrobinę odsuwa.
Zaciskam zęby i mierzę go wściekłym spojrzeniem.
– Idź stąd – syczę. – Na cholerę tu w ogóle przyszedłeś.
– Przyszedłem popatrzeć, jak sobie nie radzisz.
– To może znajdziemy jakąś rzecz, w której ty sobie nie radzisz i tym razem ja się pośmieję, co?
– Będzie ciężko – stwierdza.
Ze złości drżą mi ręce.
– Po prosto nas zostaw, może nie chcemy twojego nadgorliwego towarzystwa.
Śmieje się.
– Nadgorliwego towarzystwa? – powtarza unosząc brwi.
– Tak – potwierdzam. – Do widzenia.
– Może trochę grzeczniej? – mówi nakładając nacisk na ostatnie słowo, jakby chciał przypomnieć mi o małej „pogawędce” w sali treningowej.
– Spierdalaj. Jest grzeczniej? – odpowiadam dając znać, że to pamiętam.
– Póki oboje mamy w rękach broń radziłbym ci uważać.
– To groźba?
– A jak ci się wydaje? – Głaszcze palcem muszkę karabinu.
Parskam wymuszonym śmiechem.
– Nic mi nie zrobisz.
Wykrzywia kącik ust w uśmiechu.
– Oczywiście – mówi wesoło, zerkając na Lottie, która celuje i strzela w trójkę. – Znowu za nisko celowałaś.
– Nie boję się ciebie ani twojego karabinu, z którym nie chcę wiedzieć co wcześniej robiłeś.
– Sypiam z nim.
Wzdrygam się.
– Biedny.
– Nie chciałabyś go bliżej poznać?
– W sumie to czemu nie?
Śmieje się jeszcze raz i przenosi spojrzenie na Lottie.
– Tak myślałam. Chyba jednak nie będę miała przyjemności spotkania się z nim – mruczę i znowu ziewam.
Twarz Jareda tężeje, unosi karabin i przystawia go mojej do głowy.
– A chcesz?
Nawet nie drgam.
– Nic mi nie zrobisz – powtarzam.
– Nikt nie będzie po tobie płakał, cipo.
– Wyrzucą cię. – Ignoruję jego uwagę.
 – Hm. Jeśli teraz cię postrzelę, a potem ty ładnie posprzątasz krew, to chyba nie wyrzucą.
Mrużę oczy.
– Nie postrzelisz mnie. Nie odważysz się.
– Serio?
– Serio – potwierdzam.
– Przestańcie – odzywa się Lottie, podchodząc bliżej.
Jared przez chwilę na nią patrzy.
– Mówię poważnie. Przestańcie – powtarza dziewczyna.
Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, przykładam lufę mojego karabinu do jego czoła.
– Kto pierwszy? – pytam, ignorując tamtą.
Opuszcza lufę i naciska spust.
Wrzeszczę z bólu, gdy śrut draska mnie w rękę i upuszczam moją broń. Następnie łapię się za ranę. Boli jak cholera.
– Sukinsyn – warczę.
– Nie wierzyłaś w to, prawda? – pyta niedbałym, chłodnym tonem.
Lottie podchodzi do mnie szubko i z niepokojem ogląda ranę.
Łzy bólu nabiegają mi do oczu. Nie odpowiadam, tylko zaciskam zęby i próbuję jakoś to wytrzymać.
– Boże, Kaya – szepcze przestraszona Lottie. – Pójdę po pomoc. Kiwam głową na znak zgody. Czuję słony zapach krwi i odwracam wzrok od miejsca postrzału.
– Boże, jak boli – jęczę.
Lottie odchodzi, a Jared się nade mną pochyla.
– Hej, ciesz się, że nie każę ci sprzątać.
Kopię go z całej siły w kostkę i znowu jęczę z bólu.
– Nie bolało – zauważa.
Zaraz potem Lottie wraca z Artairem. Mężczyzna bierze do ręki moją i spogląda na ranę.
– Dojdziesz na nogach do skrzydła szpitalnego? – pyta.
Zaciskając szczęki, kiwam głową.
– Charlotte, idź z nią.
Dziewczyna bierze mnie za zdrową rękę i wyprowadza z sali treningowej. Nie zdążam nawet zauważyć, czy instruktor przynajmniej upomina Jareda.
– Trzeba było z nim nie zadzierać – odzywa się po chwili Lottie, gdy skręcamy w kolejny korytarz.
– Nie wiedziałam, że to zrobi – przyznaję jęcząc z bólu.
Dziewczyna kręci głową z dezaprobatą.
Docieramy do celu. Gdy wchodzimy, zostaję niemal od razu otoczona przez trzech sanitariuszy.
– Co się stało? – pyta jeden, jednocześnie popychając delikatnie na łóżku.
– Wypadek przy pracy – odpowiada krótko Lottie.
Inny zabiera się za przeczyszczanie rany.
– Będzie bolało – ostrzega.
Rzeczywiście pali mnie w ręce jeszcze bardziej niż wcześniej. Staram się to dzielnie wytrzymywać, ale od czasu do czasu zdarza mi się jęknąć.
Gdy jest już po wszystkim, bandażują moje ramię i puszczają wolno. Jestem też zwolniona z dzisiejszych pozostałych zajęć.
Lottie odprowadza mnie do naszej sypialni, a potem wraca na trening.
***
Wieczorem, kiedy próbuję zasnąć dość wcześnie, ponieważ jestem wyczerpana po całym dniu, zdaję sobie z czegoś sprawy. Lottie jest tutaj obecna.
– Nie jesteś na randce? – pytam szeptem.
– Nie – odpowiada z westchnięciem.
– Dlaczego?
– Ach, mała sprzeczka.
– To coś poważniejszego? – Odwracam głowę w jej kierunku.
– Nie wiem. Chyba nie.
– To chyba dobrze – mówię i uśmiecham się słabo.
– Czy ja wiem? Zdenerwował mnie.
– Czym?
– Po prostu zdenerwował. Tak ogólnie.
– Nie mógł zdenerwować cię bardziej niż mnie Jared. Zemszczę się.
– Ale mnie zdenerwował. I się pokłóciliśmy. I tak szczerze, to nie mam ochoty się z nim teraz widzieć.
– Dlatego jestem sama.
Lottie wzdycha.
– Niby samemu jest lepiej, ale jednak czasami jest taki kochany i cudowny i... i... Jestem okropna, ale już tęsknię.
– Wszystko będzie dobrze – zapewniam pustym tonem.
– Czy ja wiem... Mocno na niego nawrzeszczałam. Chociaż w sumie to on zawinił, ja przepraszać nie będę.
– Zrobił ci coś? – pytam z niepokojem.
– Co? Nie, no co ty, ale...
– Możesz ze mną o tym porozmawiać, chociaż się nie znam.
– To co mam zrobić? Przeprosić go nie przeproszę, ale mogłabym jeszcze teraz do niego pójść i mu powiedzieć, że wybaczam i tak dalej.
– Zrób co uważasz za słuszne. Na pewno cię przeprosi.
– Przeprosił – przyznaje. – Ale... Zachował się strasznie.
– Trudno cię zdenerwować, więc to musiało być naprawdę coś złego. 
– No raczej... Po prostu... Zachował się nie fair i nie mogę skłamać, że nic mnie to nie obeszło, rozumiesz? Chociaż.... Nie masz doświadczenia z chłopakami, prawda? – pyta z delikatnym uśmiechem. – Całowałaś się kiedyś?
– Nie – mówię i wzruszam ramionami.
Śmieje się cichutko.
– Chłopcy w tym samym wieku co ja z mojego starego miasta to idioci. Wolałabym całować się z karabinem Jareda niż z nimi – oznajmiam.
– Och, to byłoby bardzo romantyczne – śmieje się. – Ale naprawdę? Nigdy się z nikim nie umawiałaś?
Przygryzam wargę w zamyśleniu.
– Spotykałam się ze starszymi chłopakami, ale to była bardziej przyjaźń. Biegaliśmy, siłowaliśmy się i tak dalej. Żaden mi się nie podobał – wyznaję.
– Naprawdę? Hm. Skąd w tobie taka niechęć do tego?
Wzruszam ramionami.
– Jak patrzyłam na te wszystkie dziewczyny, które tracą sens życia po rozstaniach, obiecałam sobie, że nigdy nie będę po kimś płakać, bo złamie mi serce. Miłość wydaje się brutalna.
– Brutalna? Raczej słodka. Strasznie słodka. Cukrzycy można się nabawić. I umrzeć.
– No właśnie. Nie mam zamiaru umrzeć.
– Z drugiej jednak strony to naprawdę cudowne uczucie – mówi rozmarzonym głosem.
– To mam nadzieję, że przez tą małą kłótnię twoje uczucie się nie zmieni.
– Szczerze wątpię. Zależy mi na nim.
– To chyba dobrze.
– I jemu zależy na mnie – dodaje. – Tak myślę.
– A to co zrobił... wiesz, to przez co się pokłóciliście... Podważyło kwestię, czy mu na tobie zależy?
– Nie – stwierdza.
– Czyli powinnaś się cieszyć.
– No tak, ale... – waha się.
– Nie wiem o co chodzi, wiec nie powiem ci w jakim stopniu powinnaś być zła – mówię z lekkim uśmiechem.
– Wiesz co? Idę do niego – oznajmia.
– Okej. Powodzenia.
Uśmiecha się jeszcze i wybiega z pokoju.
Trochę smutnieję na myśl, że znowu zostanę sama. 
___


Jak ja nienawidzę roku szkolnego. ;_; Coraz mniej czasu na pisanie, więc rozdział jest króciutki. Nie wiem, nie wiedziałam co więcej napisać. Mam nadzieję, że jest w porządku. ;)

15 komentarzy:

  1. W końcu. Już nie mogłam się doczekać♥
    Rozdział świetny i chociaż krótki to bardzo mi się podoba.
    Dużo weny i czasu
    ~Mer

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry!

    "Zachował się nie fair i nie mogę skłamać, że nie mnie to nie obeszło, rozumiesz?" - nic mnie...

    Ale z Jareda fajny gość. Serio. Sympatycznie zachowuje się w stosunku do Lottie, do Kayi co prawda nie, ale trudno ją lubić, jeśli się jej nie siedzi w głowie. No.
    Idę o zakład, że Lottie pokłóciła się z Jaredem. Albo nie. Nie wiem. Ale chcę, żeby Jared i Kaya mieli wielkiego trÓ loffa. To byłoby uroczeee *-*
    Rozdział dobry, ale trochę... krótki ;-; Pochłonęłam w kilka minut.

    Miłego wieczoru!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za znalezienie tego błędu i w ogóle za komentarz. c;
      Hm, tró loffy? Cóż, oczywiście mam to na uwadze. :D

      Usuń
  3. Nie sądziłam, że ją postrzeli. Serio. Tym mnie zaskoczyłaś :D
    Strasznie chamski jest ten Jared. Ale zaczynam go lubić :D Zapunktował u mnie tym, że podszedł do Lottie i pomógł jej strzelać. :D Po prostu dla mnie to było coś naprawdę niezwykłego jak na wrednego Jareda. :D
    Strasznie wkurza mnie Kaya. Pewna siebie, że aż za. Nawet dobrze, że ją postrzelił. Może to jej do rozumu przemówi.
    Zastanawia mnie z kim spotyka się Charlotte. Mam nadzieję, że nie z Jaredem. Choć mam takie przeczucie, że z nim może coś kręcić.
    Kaya ma bardzo dziwne poglądy na temat miłości. Powinien teraz przyjść taki przystojniak, który będzie o nią zabiegał i ona się zakocha. Ale by to jej utarło nosa. xd Nie, że jej nie lubię, bo baka jest naprawdę fajna, tylko ostatnio jakoś tak zachowuje się zbyt brawurowo. :D
    Szkoda, że taki krótki ;c Nie mogę się doczekać nexta :D
    Pozdrawiam i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, taki Kaya ma charakter. Nie dziwię się, że może kogoś denerwować, bo ja sądzę, że jest nie do wytrzymania. :D
      A co przemówienia do jej rozumu, to trochę już na to za późno, rozkręciła się. :)
      Przystojniak... może się znajdzie. ;> Właściwie to już wiem co się zdarzy. XD
      Dziękuję za komentarz. :3

      Usuń
  4. Skąd te teorie o Jaredzie i Lottie? XD
    Jako, że wiem o dalszej akcji, to ten parring wydaje mi się pozbawiony sensu lol. Hahahahha.
    No ale nie spoileruję.
    Pisz następny.
    Szybciej.
    I dłuższy.
    Czekam.
    Pa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Napisałam do Ciebie na podanego e-maila w zamówieniu, tylko informuję, bo nie wiem czy widziałaś xd :)

    Pozdrawiam! :)

    Sasame Ka z Zaczarowanych Szablonów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję za informacje. Powiadomienia z gmaila mi szwankują :/
      Już odpisałam. :)

      Usuń
  6. Cześć! Trochę późno, ale jestem. :)
    Czy tylko mnie tak Kaya wkurza..? Nie dziwię się Jaredowi, ja bym na jego miejscu już dawno zabiła Kayę. XD Mam takie wrażenie, że gdyby ona sobie odpuściła te wszystkie zgryzoty i zapomniała o początkach z Jaredem, mogłaby się nawet z nim zaprzyjaźnić. Bo, szczerze mówiąc, to ona prowokuje jakąś tam część tych kłótni. A on chciał im tylko pomóc...
    Hmm, czy Lottie kręci z Jaredem? Bo ja już mam takie wrażenie od poprzedniego rozdziału. ;)
    Albo po prostu mnie wkręcasz.
    To do następnego!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z komentarzy wynika, że nie tylko ciebie :D
      Ale Kaya na pewno o tym nie zapomni, a tym bardziej się z nim nie zaprzyjaźni. Nie ma bata.
      Jest dosyć honorową osobą (przynajmniej jej zdaniem) i łatwo nie zapomina zniewag, taka już jest. :)
      Dzięki za komentarz. ;)

      Usuń
  7. Dlaczego mam to pokręcone wrażenie, że Lottie umawia się z Jaredem. Boże powiedzcie, że się mylę! Wszystko tylko nie to. Niech sobie tam znajdzie jakąś zdzirę wśród swoich koleżanek. Nie sądziłam, że Jared postrzeli Kayę. Zaskoczyłaś mnie tym. Oczywiście nie mogli się nie kłócić i znowu posypały się obelgi. W sumie to Kaya też jest sobie winna, bo ciągle go prowokuje. W końcu przyszedł po to by pomóc Charlotte, nie ogarniam tej dwójki. Są jak dwa nienawidzące się magnesy, które są zmuszone do tego by się przyciągać (boże, co za kwiecista metafora ;_;) w każdym razie dzień na strzelnicy nie wyglądał najlepiej. Myślę, że Kaya tak często nie trafiała, że względu na bliskość Jareda. Jest wiecznie rozkojarzona. Ogólnie - mimo tego, że główni bohaterowie doprowadzają mnie swoim zachowaniem do szału - to opowiadanie bardzo mi się podoba. Jest takie oryginalne i jednocześnie wyzwala różne emocje, przez co zapada w pamięci. Jak widzisz znalazłam czas i nadrobiłam wszystko, (przeczytałam i przygotowałam sobie komentarze już wcześniej, dlatego one tak jednym ciągiem) więc zostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział. Życzę weny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lottie jest z Jaredem! Tak, i nie zaprzeczaj mi tutaj, wiem, ze tak jest! I jak bedę czytała następne rozdziały i to okaże się prawdą, to naprawdę będę z siebie dumna!
    Swoją drogą wydaje mi się, że on tylko w stosunku do Kayi jest taki...wredny. Bo przecież jakby wobec innych też był taki chłodny, to Lottie by na niego nie poleciała. Chyba, ze ona lubi takich złych chłopców. Przecież ostatnio sam przyznała, że lubi, jak chłopcy się biją, bo wtedy wyglądają seksownie, a Jared jest akurat z tych gości, co to są zawsze pierwsi do bójki. Przynajmniej tak mi się wydaje :P Lece do kolejnego i mam nadzieję, że jednak są razem xD I wolę nie by c w skórze Lottie, kiedy Kaya się dowie :P

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Photo1 Photo2 Photo3 Photo4 Texture1 Texture2